Kawaler Orderu Odrodzenia Polski
Z Janem Chmielem* rozmawiają uczestnicy pracowni dziennikarskiej i fotografii: Rafał Pawlus, Łukasz Kwaśny, Rafał Borowiak, Andrzej Sekta.
Rafał Pawlus.: Dowiedzieliśmy się, że 6 czerwca w Warszawie prezydent Bronisław Komorowski nagrodził Pana Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jak udało się Panu osiągnąć taki sukces?
Jan Chmiel: Ciężką pracą. I tym, że zgromadziliśmy taki zespół ludzi, który mógł podołać różnym wyzwaniom. Dostałem order za aktywizację osób niepełnosprawnych i potrzebujących. Myślę, że ta nominacja wyszła od doradców prezydenta, od Henryka Wujca, z którym niejednokrotnie się spotykałem na różnego rodzaju konferencjach i od jego sztabu doradczego, z którym miałem możliwość współpracować przy opracowywaniu publikacji na temat działalności Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego „Teatr Grodzki”.
Łukasz Kwaśny: W jaki sposób dowiedział się Pan, że został odznaczony?
J.Ch.: Przejeżdżałem przez miejscowość Korbielów, zadzwonił telefon komórkowy. Dzwoniła pani z Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, która powiedziała, że zostałem wytypowany do wysokiego odznaczenia państwowego. Odpowiedziałem: „Ponieważ jadę samochodem, muszę zjechać na parking i sprawdzić czy to nie jest prima aprilis”. (śmiech uczestników) Pani bardzo poważnym tonem mówiła, że absolutnie to nie jest żaden dowcip. Od tego momentu zacząłem już bardzo poważnie rozmawiać.
Ł.K.: Co Pan czuł, odbierając wyróżnienie?
J.Ch.: Zmęczenie podróżą do Warszawy. Miałem kłopoty z samochodem. Czułem się świetnie. Byłem w bardzo dobrym towarzystwie. Po mojej prawej stronie stał Grzegorz Markowski z zespołu Perfect, a po lewej Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha.
Ł.K.: Jak wyglądała uroczystość wręczenia orderów?
J.Ch.: To był pełny szpan. Prezydent z okazji 25–lecia Wolności wręczył ponad pięćdziesiąt odznaczeń państwowych. Najpierw Orderem Orła Białego udekorował Hannę Suchocką, byłą premier i byłą ambasador przy Watykanie. Najpierw były poważniejsze ordery, a potem te mniejsze.
R. Borowiak.: Czy spodobała się nagroda, którą Pan otrzymał?
J.Ch.: Nie przyglądałem się jej za bardzo. (śmiech uczestników) Leży sobie w pudełeczku i „drzemie”. Order przyznawany jest od wielu, wielu lat. Design odznaczenia jest taki sam. Nic się nie zmieniło – „Polonia Restituta”.
Ł.K.: Czy miał Pan możliwość porozmawiania z prezydentem Polski? Jeżeli tak, to o czym?
J.Ch.: Tak. Po całej oficjalnej uroczystości prezydent zaprosił wszystkich do swojego ogrodu. Tam było przyjęcie. Mieliśmy okazję z moim wieloletnim kolegą Tomkiem Zielińskim i moim synem Mateuszem spotkać się z prezydentem. Poprosiłem pana Komorowskiego, żeby mnie uszczypnął, że to rzeczywiście się dzieje. (śmiech uczestników)
Ł.K.: Nie mógł Pan w to uwierzyć, tak?
J.Ch.: Na co dzień nie dostaję telefonów z Kancelarii Prezydenta i pierwszy raz w życiu odbierałem taki poważny order. Może, kiedy następnym razem będę zbierał kolejne takie nagrody, no to już wszystko będzie bardziej realne.
Ł.K.: Czuł Pan tremę, jak odbierał nagrodę, czy raczej był na luzie?
J.Ch.: Na luzie. Z Grzegorzem Markowskim trochę sobie żartowaliśmy.
Andrzej Sekta: Jak zaczęła się Pana praca z osobami niepełnosprawnymi?
J.Ch.: Znienacka. (śmiech uczestników) Pewnego dnia, kiedy byłem jeszcze aktorem w Teatrze Lalek „Banialuka” przyszła do mnie pani Joanna Edelman, obecnie prezes Fundacji Aktywności Społecznej „Złote Łany” i zaproponowała współpracę z Towarzystwem Przyjaciół Dzieci. I tak w klubie na Hulance (dzielnica Bielska-Białej) zacząłem prowadzić pierwsze warsztaty teatralne.
A. S.: Co Pana zainspirowało do stworzenia Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego „Teatr Grodzki”?
J.Ch.: Tak znienacka. (śmiech uczestników) A tak poważniej, wiele osób prowadziło warsztaty teatralne. Postanowiliśmy nadać naszym działaniom ramy prawne i z Tomkiem Zielińskim i paroma innymi osobami utworzyliśmy Bielskie Stowarzyszenie Artystyczne „Teatr Grodzki”. A było to w 1999 roku.
R.P.: Jakie są Pana najważniejsze sukcesy i osiągnięcia w ciągu piętnastu lat działalności „Teatru Grodzkiego”?
J.Ch.: Największym sukcesem jest to, że zgromadziliśmy bardzo dobrą ekipę w Warsztacie Terapii Zajęciowej ”Jesteś Potrzebny!”, Zakładzie Aktywności Zawodowej, Stowarzyszeniu i Zakładzie Aktywności Zawodowej w Lalikach. To są fajni ludzie, którzy robią dobrą robotę.
R.P.: A czy były porażki? Jeśli tak, to jakie?
J.Ch.: Porażki są związane ze zdobywaniem funduszy na inwestycje. Gdybyśmy zdobyli fundusze, to moglibyśmy zatrudnić dodatkowych sto osób.
R.P.: A poza „Teatrem Grodzkim”, co lubi Pan robić w wolnym czasie?
J.Ch.: Oglądać mundial. Dobre mecze. Oczywiście aktualnie. Praktycznie nie mam wolego czasu. Poza Teatrem Grodzkim każdą wolną chwilę spędzam z synem i zajmuję się ogrodem. Akurat dzisiaj będę kosił trawę i plewił kwiatki. Ostatnio nie mogłem się wbić w pogodę. Jak miałem wolny czas, to akurat lało.
*Jan Chmiel – kierownik Warsztatu Terapii Zajęciowej „Jesteś Potrzebny!” Bielskiego Stowarzyszenia Artystycznego TEATR GRODZKI, wiceprezes stowarzyszenia, aktor, lalkarz, instruktor teatralny, działacz społeczny na rzecz aktywizacji społecznej i zawodowej osób z niepełnosprawnością.